Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/154

Ta strona została przepisana.

się stało; była też przekonaną, że nigdy już nie będzie mogła chodzić.
Przez całe przedpołudnie Karina była milcząca i zamyślona. Starała się zbadać, dlaczego Bóg zesłał na nią to nieszczęście; sądziła sama siebie surowo, lecz nie mogła przypomnieć sobie, iżby popełniła grzech, któryby zasługiwał na tak ostrą karę. „Bóg jest niesprawiedliwym dla mnie,“ pomyślała.
Popołuduiu kazała się zawieść do domu misyonarskiego Sztorma, gdzie mówił dziś kaznodzieja Dagson. Spodziewała się, że Dagson wytłumaczy jej, dlaczego tak ciężko została ukaraną.
Dagson był poważanym kaznodzieją, nigdy jednak jeszcze nie miał tyle słuchaczy, co owego dnia: toż to tłumy stały dziś przed domem misyonarskim! A wszyscy mówili tylko o tem, co ubiegłej nocy działo się w chacie Ingmara Silnego.
Cała gmina była przerażona i wszyscy zeszli się tu, aby usłyszeć słowo Boże, które wyzwoliłoby ich z tej trwogi.
Ani czwarta część obecnych nie mogła wejść do wnętrza, lecz okna i dzwi stały otworem, a Dagson miał głos tak silny, że mogli go słyszeć i ci co stali na dworze.
Kaznodzieja wiedział co się stało i czego się po nim ludzie spodziewali. Rozpoczął mowę groźnemi słowy o piekle i o mocarzu otchłani. Mówił