Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/161

Ta strona została przepisana.

lepiej sama utkała na własnym warsztacie trwałe, silne płótno.
Lecz owego dnia nie było dużo kupujących. Brygita godzinami siedziała samotnie. Skuliła się i patrzyła przed siebie a rozpacz malowała się w jej oczach.
Nareszcie podniosła się, poszukała powrozu, wysunęła drabinę ze sklepu do izby pozasklepowej i zrobiła z powrozu pętelkę, którą umocowała u haka na powale.
Brygita robiła to wszystko z gorączkową szybkością: wkrótce pętelka była gotowa i właśnie miała w nią włożyć głowę, gdy jeszcze raz spojrzała poza siebie.
W tej chwili właśnie otwarły się drzwi i wszedł wysoki, czarny człowiek. Wszedł on był do sklepu — czego Brygita nie słyszała — a nie znalazłszy nikogo, obszedł ladę i otworzył drzwi do tylnej izby.
Brygita milcząc zeszła z drabiny. Obcy człowiek nic do niej nie mówił, tylko powoli usunął się znów do sklepu a Brygita poszła za nim. Nie widziała jeszcze nigdy tego człowieka, miał czarne, kręte włosy, gęstą brodę, bystre oczy i niezwykle duże ręce. Nie można było odgadnąć, czy był panem, czy chłopem, bo był dobrze ubrany, miał jednak ruchy chłopskie. Usiadł na połamanym stołku