Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/18

Ta strona została przepisana.

cił więc z drogi na pole i zapytał Ingmara, co to za dwór i czy sądzi, ze właściciel zechce go dać pomalować“.
Ingmar Ingmarson zadrzał i spojrzał na człowieka ze strachem, gdyby na widmo „Doprawdy, zdaje mi się, że to malarz,“ pomyślał, „i przychodzi właśnie w tej chwili!“ Był tak wzruszony, iż nie mógł słowa odpowiedzieć.
Przypomniał sobie wyraźnie, że ilekroć ktoś ojcu mówił: „Powinniście dać pomalować wasz stary, brzydki dom“, ojciec odpowiadał zawsze, że uczyni to w tym roku, kiedy się Ingmar ożeni.
Malarz pytał raz drugi i trzeci, ale Ingmar stał zupełnie nieruchomo, jak gdyby nie rozumiał.
„Czyżby ci w niebie nareszcie znaleźli odpowiedź?“ pytał w duszy. „Może to poselstwo od ojca, ażebym się w tym roku ożenił!“
Tak go ta myśl uderzyła że bez dalszego namysłu, przyrzekł malarzowi robotę.
Potem szedł dalej za pługiem w głębokiem wzruszeniu i prawie szczęśliwy. „Teraz nie będzie mi już tak trudno, uczynić to, skoro wiem na pewno, że ojciec tego chce“, rzekł.

II.

W kilka tygodni później Ingmar zajęty był czyszczeniem uprzęży. Wyglądał, jak gdyby był nie w humorze i robota szła mu powoli. „Gdybym