Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/182

Ta strona została przepisana.

Był to może przypadek, że wszyscy milczeli o tem: ale jest to bardzo nieprzyjemnie, jeżeli ktoś nie śmie pytać się o coś, a nikt nie skieruje rozmowy na to, o czem najchętniej chcianoby się dowiedzieć.
Jeżeli jednak Ingmar był zadowolonym i szczęśliwym, to z Ingmarem Silnym rzecz miała się inaczej. Stary był kwaśny i mrukliwy i trudno było dojść z nim do końca, — „Zdaje mi się, że tęsknisz znowu za lasem“, rzekł do niego Ingmar jednego wieczora, gdy siedzieli na swych kłodach i jedli podwieczorek. — „Dalipan, że tak«, rzekł stary. „Wolałbym, gdybym wcale nie był wyszedł z lasu“.
»Cóż ci się tak tu nie podoba w domu? zapytał Ingmar.
„Jak możesz pytać o to?“ odrzekł Ingmar Silny. „Zdaje mi się, że wiesz, tak dobrze, jak i ja, że z Hellgumem źle sprawa stoi“. — Ingmar jednak odrzekł, iż właśnie przeciwnie, Hellgum stał się podobno wielkim człowiekiem. — „Tak, stał się tak wielkim, że całą wieś wywrócił do góry nogami“.
Ingmarowi zdawało się to dziwnem, iż Ingmar Silny nie okazuje ani śladu przywiązania do swego własnego rodu, a troszczy się tylko wciąż o dwór ingmarowski i ingmarowskich synów, i uważał to sobie za obowiązek stanąć w obronie jego zięcia.
„Zdaje mi się, że on dobrą głosi naukę“ rzekł Ingmar. — „Tak sądzisz?“ rzekł stary, rzucając