Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/197

Ta strona została przepisana.

waliście chyba z całą wsią“. — „Trzymamy się z daleka od tych, którzy chcą nas kusić do grzechu.“
Im dłużej trwała ta rozmowa, tem ciszej mówili. Wszyscy troje bardzo ostrożnie ważyli każde słowo, ponieważ mieli to uczucie, że rozmowa ich przybiera przykry zwrot.
„Ale co do Gertrudy, mogę oddać ci jej pozdrowienie“, rzekła Karina, usiłując uderzyć w weselszy ton. „Hellgum w zimie często z nią rozmawiał i powiada, że ona dziś jeszcze wieczorem przyłączy się do nas“.
Ingmarowi wagi drżały. Zdawało mu się, że cały dzień oczekiwał, iż go ktoś postrzeli, i oto padł istotnie strzał. — „Tak, więc ona się do was przyłączy“, rzekł prawie niedosłyszalnym głosem. „Jakie to dziwne rzeczy działy się tu na dole, podczas gdy ja tam w górach w ciemności siedziałem“.
Ingmar miał wrażenie, jakoby Hellgum przez cały czas robił był zabiegi około Gertrudy, i na stawiał na nią sieci, aby ją uchwycić.
„A cóż się ze mną stanie? zapytał Ingmar nagle tonem dziwnie bezradnym.
— „Ty przyłączysz się do naszej wiary“, rzekł Halfvor pospiesznie. „Hellgum już wrócił i skoro się tylko z nim rozmówisz, będziesz wnet nawrócony“. — „Może się jednak zdarzyć, że się nie nawrócę“, rzekł Ingmar. Wtedy Karina i Halfvor umilkli, i w pokoju nastała grobowa cisza.