że muszą uciekać, gdyż widzi, że ktoś zbliża się ścieżką w pośród gęstwiny.
Lecz byli wściekli, że niepokonali Hellguma i właśnie, gdy się odwrócili, aby aby umknąć, jeden z nich podskoczył ku Ingmarowi i jak sęp wbił mu nóż w plecy.
— „Masz za to, że się mieszasz w nieswoje sprawy!“ zawołał. Ingmar upadł na ziemię, a chłop umknął, śmiejąc się szyderczo.
W kilka minut później Karina weszła do chaty. Zastała Ingmara z raną w plecach siedzącego na progu, a w pokoju widziała Hellguma. Wstał, ale opierał się o ścianę. Miał jeszcze w ręku siekierę, a twarz jego oblana była krwią.
Karina nie widziała ludzi uciekających i myślała, że to Ingmar napadł na Hellguma i pokaleczył go.
Przestraszyła się tak, że kolana pod nią uginały się „Nie, to niemożliwe,“ myślała, „w naszej rodzinie nie może być mordercy.“ Wtem przypomniała sobie nagle historyę swej matki i szepnęła: „Tak, tak, to ma w tem swoje źródło.“
Minąwszy Ingmara pobiegła teraz do Hellguma. „Nie nie, pierwej Ingmar!“ zawołał tenże. — „Nie można przecie troszczyć się o mordercę, zanim się nie zaopatrzyło ofiarę,“ rzekła Karina. — „Pierwej Ingmar! Pierwej Ingmar!“ ryczał Hellgum. Był tak wzburzony, że wywijał siekierą przed
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/206
Ta strona została przepisana.