W tem rozległ się głos silny a charczący po okręcie: „Ratujcie pasażerów! Wypuśćcie łodzie!“
Znowu nastała cisza i znowu chłopak nadsłuchiwał wołania o pomoc.
Ale głos rozległ się znów, jak gdyby z oddali:
»Módlcie się, jesteście zgubieni!“
W tej samej chwili stary marynarz zbliżył się do kapitana i rzekł z cicha i uroczyście: „Mamy dużą dziurę w pośrodku okrętu i toniemy“.
Prawie w tej samej chwili, gdy poznano wielkość niebezpieczeństwa, ukazała się na pokładzie mała dama. Była zupełnie ubrana, palto miała zapięte, wstążki od kapelusza uwiązane u szyi w piękną kokardę i pewnemi krokami weszła po schodach kajutowych pierwszej klasy.
Była to stara, małego wzrostu kobieta o siwych krętych włosach, okrągłych sowich oczach i czerwonej cerze twarzy. W krótkim czasie pobytu swego na okręcie udało jej się nawiązać znajomość z wszystkimi. Każdy wiedział, że nazywała się Miss Hoggs i wszystkim ludziom, marynarzom i pasażerom opowiedziała, że nigdy jeszcze nie bała się niczego. Nie wiedziała dlaczego miałaby się bać. Umrzeć musi przecie każdy, wszystko więc jedno, czy się to stanie pierwej czy później.
I teraz nie bała się także, spieszyła tylko na pokład, aby widzieć, czy nie dzieje się tam coś zajmującego lub wzruszającego.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/222
Ta strona została przepisana.