Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/229

Ta strona została przepisana.

gdy inni byli już na pokładzie i walka o łodzie ratunkowe wrzała już w całej pełni.
Przebudzili się dopiero, gdy śruba, która przez całą noc dudniła, nagle uciszyła się, Młody małżonek włożył coś na siebie i wybiegł, aby się dowi dzieć, co się stało.
„Okręt tonie“, rzekł potem.
Zarazem usiadł, a gdy żona jego chciała wybiedz, prosił ją, ażeby została.
Wszyskie łodzie ratunkowe już pospuszczano rzekł, większa część pasażerów utonęła, a ci, którzy zostali jeszcze na okręcie walczą na życie i śmierć o ostatnie łodzie“.
Na jednym stopniu potknął się był o roztratowaną kobietę i ze wszystkich stron rozpaczliwe krzyki dochodziły do jego uszu.
„Nie ma dla nas ratunku!“ rzekł. „Nie ma wyjścia, umierajmy tu razem!“
„Nie chciałabyś przecie patrzeć na tych ludzi walczących?“ zapytał mąż. „A gdy już musimy umierać, to niech nasza śmierć będzie cichą i łagodną“.
Młoda kobieta uznała, że nie żąda zawiele, chcąc, ażeby te krótkie chwile, które im jeszcze pozostały, spędziła przy nim. Miała mu wszakże oddać całe swoje życie, od wczesnej młodości, aż do najpóźniejszej starości.