„Marzyłem o tem — rzekł — że kiedyś, gdy przeżyjemy z sobą lat wiele, usiędziesz przy mojem łożu śmiertelnem, a ja ci dziękować będę, za długi i szczęśliwy żywot przy twoim boku“.
W tej chwili, gdy to mówił, ujrzała, że z pod zamkniętych drzwi wciskał się do kabiny wązki prąd wody. Tego było już za dużo.
W rozpaczy wciągnęła ramiona.
„Nie mogę!“ zawołała: „Puść mnie! — Nie mogę tu siedzieć zamknięta i czekać na śmierć.
Kocham cię, ale dłużej zostać tu nie mogę!“
„Wybiegła w chwili, gdy właśnie okręt przed samym utonięciem jęczał i chwiał się«.
∗ ∗
∗ |
Młoda mrs. Gordon leżała na wodzie, parostatek zatonął, dzieci jej utonęły, a ona sama była sama już głęboko, głęboko w morskiej toni.
Teraz wyrzuciło ją wprawdzie znów na powierzchnię, ale wiedziała, że za chwilę zapadnie się na nowo i że wtedy śmierć przyjdzie.
Nie myślała już teraz ani o mężu, ani o dzieciach, ani wogóle o rzeczach tego świata, myślała tylko o tem, aby duszę swą podnieść do Boga.
I dusza jej wznosiła się, jakby z więzów zwolniona. Biedna kobieta czuła, jak dusza ta radowała się, że zrzuciła z siebie ciężkie życia kajdany, jak pełna radości rozwijała skrzydła, by ulecieć do prawdziwej swej ojczyzny!