Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/237

Ta strona została przepisana.

prawdziwych listów apostolskich i które przeczytuje się na ich zebraniach, tak jak w innych gminach religijnych przeczytują biblię.
„Był czas, iż słowa jego płynęły mlekiem i miodem“, myśli stara. „Napominał nas, abyśmy mieli cierpliwość z nienawróconymi i okazywali pobłażliwość w obec odstępców, a bogaczy upominał, ażeby dobroczynność świadczyli zarówno wiernym i niewiernym. Ale od pewnego czasu słowa jego są żółcią i goryczą. Pisze tylko o ciężkich próbach i nieszczęściach i o sądach Bożych“.
Stara doszła teraz na skraj lasu, stąd mogła spoglądać na wieś.
Był to piękny dzień w lutym. Śnieg rozprzestrzeniał swą nieskalaną białość na całym krajobrazie, wszelka roślinność pogrążoną była w śnie zimowym i ani wietrzyk nie ruszył się.
Ale stara kobieta myślała o tem, że ta okolica, spoczywająca dziś tak spokojnie w śnie zimowym, obudzi się wnet, i zalaną zostanie strumieniami gorącej siarki; i widziała już w duchu wszystko w paszczy płomiennej, co dziś tak spokojnie leżało pod śnieżystą osłoną.
»Nie wypowiedział tego wyraźnemi słowami, ale pisze wciąż o wielkiem nieszczęściu. O tak, o tak, nikt nie mógłby się temu dziwić, gdyby parafia ta ukaraną być miała, jak Sodoma i zniweczoną, jak Babilon!“