Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/24

Ta strona została przepisana.

oględna, ale dobremu pieczywu nie potrafiła się oprzeć.
Wybierając bułeczki rozmawiała z kobietą, która jak wszystkie tego rodzaju osoby, wędrujące z dworu do dworu i stykające się z wielu ludźmi, miała biegły języczek. — „Jesteście rozumną kobietą Katarzyno, i można wam zaufać“, rzekła matka Marta.
„O tak, odpowiedziała Katarzyna, gdybym nie umiała zamilczeć tego co wiem, ludzie nieraz za łby by się brali“. — „Czasem jednak za dużo milczycie, Katarzyno“. — Stara spojrzała, i natychmiast zrozumiała o czem matka Marta myślała. „Jak mi Bóg miły“ rzekła, i miała łzy w oczach. „Mówiłam z żoną deputowanego w Bergskog, ale powinnam była przyjść do was“. — „Tak. więc mówiliście z żoną posła do parlamentu?“ Niesłychana pogarda brzmiała w tonie, którym wyrzekła te słowa.
Ingmar Ingmarson zerwał się ze snu, gdy się drzwi do sali z cicha otwarły. Nikt nie wszedł wprawdzie, zostały tylko przymknięte. Nie wiedział czy otworzyły się same, czy ktoś je otworzył. Lecz na wpół senny jeszcze leżał spokojnie i słyszał tylko, że w drugiej izbie rozmawiano.
„Powiedźcie mi tylko Katarzyno, zkąd dowiedzieliście się, że Brygita nie kochała Ingmara“,