Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/253

Ta strona została przepisana.

Wtedy córka Ingmarów Karina zbliżyła się do niego i położyła mu rękę na czole. „Musisz być całkiem spokojny Halfvorze i w ciszy oczekiwać głosu Bożego“.
Halfvor złożył ręce tak gwałtownie, że aż zatrzeszczały: „Może Pan nie uznaje mnie za godnego, abym poszedł z wami“, rzekł.
„Nie, Halfvorze, będziesz mógł iść z nami, rzekła Karina, ale musisz być całkiem spokojny“. Uklękła przy nim i objęła go ramieniem. „Teraz słuchaj tylko w ciszy i bez trwogi“.
Za kilka chwil znikło naprężenie z rysów Halfvora. — „Słyszę — słyszę, coś z oddali“. — „To są harfy aniołów, które poprzedzają wołanie Pana“* rzekła żona jego. „Bądź tylko spokojnym!“ Tuliła się coraz bliżej do niego, jak dotychczas nie czyniła nigdy wobec ludzi. „Ach“ zawołał nagle, i złożył ręce „teraz słyszałem! Wołało we mnie coś tak głośno, że mi aż tętniło w uszach: „Pójdziesz do mojego świętego miasta Jerozolimy! Czy i wy usłyszeliście tak samo?“ — Tak, tak, wołali wszyscy, „wszyscy słyszeliśmy to samo“.
A teraz stara Ewa zaczęła biadać. — „Ja nic nie słyszałam! Ja nie mogę jechać z wami: Jestem jak żona Lota, którą zostawiono podczas ucieczki. Muszę tu zostać i będę zamienioną w słup soli“.
Płakała z trwogi i zmartwienia wielkiego, a Hellgumczycy zgromadzili się dokoła niej aby