Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/258

Ta strona została przepisana.

A młody człowiek ukąsił się w usta. Nie miał z początku zamiaru mówić jej, że zamówił już u stolarza kanapę, ale teraz zdradził tajemnicę.
Teraz i Gertruda musiała się spowiadać z tego co ukrywała przed nim przez pięć lat, i opowiedziała mu. że robiła wyplatanki z włosów i tkała wstążki i sprzedawała to wszystko. A za zarobione pieniądze sprawiła rzeczy do gospodarstwa: rądle i garnki, talerze i miski, prześcieradła i poszewki, kapy i koce.
Ingmar był zachwycony temi wspaniałościami. Ale podczas wyliczania przerwał nagle. Wzrok jego padł na Gertrudę i jak zwykle zamilkł ze zdziwienia, że ta cudownie piękna dziewczyna ma do niego należeć.
„O czem myślisz Ingmarze?“ pyta Gertruda.
„Myślę o tem, że najlepszem ze wszystkiego jesteś przecie ty sama“.
Gertruda nic nie odrzekła, lecz położyła pieszczotliwie rękę na wielkim pniu, który miał służyć do budowy domu dla niej i dla Ingmara. Wiedziała, że tam czekało ją szczęście i bezpieczeństwo, bo człowiek, którego miała poślubić był dobrym i mądrym, szlachetnym i wiernym.
W tej chwili ujrzeli oboje starą kobietę, która wśród wzrastającej ciemności mijała ich szybko. Szła pospiesznie i mówiła głośno do siebie, jakby w gwałtownem wzburzeniu.
„Tak, tak, tak, mówiła stara, szczęście ich nie