Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/26

Ta strona została przepisana.

Ingmar leżał na łóżku i słuchał. Matka robi to umyślnie“ pomyślał, „dziwi się, że maluję dom, stawiam bramę powitalną i myśli, że mam zamiar pojechać i sprowadzić Brygitę, nie wie wcale, że ze mnie taki głupiec, który się nie może zdobyć na to“.
„Gdy następny raz widziałam Brygitę“, mówiła kobieta dalej, „była już tu na ingmarowskim dworze Nie mogłam się zaraz pytać jak jej się powodzi, bo było wiele ludzi w pokoju, ale gdy odeszłam i podążyłam ku laskowi, poszła za mną. „Katarzyno — rzekła — czy byliście niedawno w Bergskog? — „Przedwczoraj byłam tam“ rzekłam.
„Ach mój Boże“, przedwczoraj byliście, a mnie się zdaje, że już lata całe nie byłam w domu“. — „Niewiedzizłam co jej odpowiedzieć, wyglądała tak, jak gdyby miała natychmiast wybuchnąć płaczem, gdybym cokolwiek powiedziała. „Możesz przecie kiedyś pójść do domu i dowiedzieć się, jak się mają“, rzekłam. — „Nie, odpowiedziała, zdaje mi się, że nigdy już nie powrócę do domu“. — Wybierz się kiedyś do domu“ rzekłam do niej, „tam tak pięknie w górach, cały las pełny poziomek a ogorzeliska czerwone są od jagódek.“ — O mój Boże! zawołała — robiąc wielkie oczy — czy doprawdy już są jagódki? — „Tak jest, i nie trudno ci będzie uwolnić się na jeden dzień i pójść się najeść jagódek do syta.“ — „Nie, nie mogę tego uczynić“