Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/261

Ta strona została przepisana.

szkody. Główna trudność była tam, gdzie wiatr nawiał wysokie góry śniegu, przez które nie było widać niczego. Tam musieli zbaczać z drogi i przebijać się przez pola i krzewy, przyczem ciągła była obawa, że wpadną do rowu. lub że koń wbije się na pal od płotu.
Ksiądz i parobek troszczyli się myśląc o ogromnych masach śniegu, które przy każdej zawiej i gromadziły się zawsze przy dużym starym parkanie w pobliżu ingmarowskiego dworu. „Jeżeli to tylko przebędziemy szczęśliwie, będziemy już tak dobrze, jak w domu,“ mówili.
Ksiądz przypomniał sobie, jak często prosił Ingmara Wielkiego, ażeby usunął ten wysoki parkan, ponieważ z jego to przyczyny, gromadzi się na tem miejscu śnieg tak wysoko. Ale nigdy nie przyszło do tego i parkan stał wciąż jeszcze. Ile to już rzeczy zmieniło się na ingmarowskim dworze, a parkan stał jeszcze tam gdzie dawniej.
Wnet już ze sani widoczny był dwór, a i masy śniegu były na zwykłem swem miejscu, wysokie jak mur, a jak kamień twarde. O ominięciu ich nie mogło być mowy, trzeba było przedostać się przez te olbrzymy. Lecz wyglądało to tak strasznie, że parobek powiedział, iż raczej pójdzie do dworu i poprosi o pomoc.
Ale ksiądz na to nie chciał pozwolić Od pięciu lat nie mówił już ani słowa z Halfvorem i Ka-