„zdaje mi się, że jest umierający. I nacóż on stoi tu dla swej własnej męki!“
Matka Stina podniosła się, aby im powiedzieć, że nie wolno tak mówić, i powinny przestać, ale namyśliła się i usiadła napo wrót. „Nie trzeba mi zapominać o tem, że jestem biedna i bezsilna “, rzekłe z westchnieniem.
W tem nagle uciszyło się na podwórzu, tak, że matka Stina mimowoli spojrzała. I przekonała się, że cisza nastała dlatego, ponieważ córka Ingmarów Karina wyszła z domu. Teraz okazało się wyraźnie, jak ludzie sądzili o Karinie i o jej postępowaniu, gdyż wszyscy przed nią usuwali się, gdy szła przez podwórze, nikt nie wyciągnął ręki na powitanie, lecz wszyscy stali milcząco i spoglądali na nią niechętnie.
Karina wyglądała znużona i wychudła i była jeszcze bardziej pochylona, niż zwykle. Na policzkach jej paliły się dwie czerwone plamy i wyglądała tak przygnębiona, jak w owym czazie, gdy musiała się męczyć z Eljaszem.
Karina przyszła, aby poprosić matkę Stinę do domu. „Nie wiedziałam pierwej, że jesteście tu, matko Storni“, rzekła.
Matka Stina wymawiała się, ale Karina pokonała jej opór słowami: „Pragniemy, aby teraz, gdy opuszczamy wieś, wszelka kłótnia była zapomniana“.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/286
Ta strona została przepisana.