koron, a Towarzystwo akcyjne podskoczyło na trzydzieści pięć.
„A Berger Sven Person?“ zapytała matka Stina.
„Zdaje się, że dziś nie brał jeszcze udziału w aukcyi“.
Słyszano, iż ksiądz mówił długo podniesionym głosem. Nie można było zrozumieć słów, ale tyle wiedziano, że nic nie było jeszcze rozstrzygniętem, jak długo on mówił.
W tem na chwilę wszystko ucichło, a potem słyszano głos gospodarza z Karmsund, który nie mówił zbyt głośno, ale z takim naciskiem, że nie można było nierozumieć słów jego:
„Daję trzydzieści sześć tysięcy, nie dlatego, iżbym uważał, że majątek ten wart jest tyle, ale dlatego, ponieważ nie chcę, aby dwór dostał się w ręce Towarzystwa akcyjnego“.
Zaraz potem słyszano, że ktoś uderzył pięścią o słół, a inspektor Towarzystwa akcyjnego zawołał grzmiącym głosem:
„Ja daję czterdzieści tysięcy i zdaje mi się, że większej sumy Halfvor i Karina nie będą mogli uzyskać“.
Matka Stina zbladła, powstała z krzesła i wyszła znów na podwórze. I tam wprawdzie było jej ciężko i smutno, ale tu nie mogła wprost znieść
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/289
Ta strona została przepisana.