Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/290

Ta strona została przepisana.

tego, aby siedzieć w dusznej izbie i przysłuchiwać się takiej licytacyi.
Tu na dworze tymczasem sprzedano już tkaniny i aukcyonator znów przeniósł się na inne miejsce. Zabierał się właśnie do wywoływania starych sreber, były wielkie srebrne dzbany i konwy wysadzane złotemi monetami i kubki z napisami z siedemnastego stulecia.
Gdy aukcyonator podniósł pierwszą srebrną konwę, Ingmar postąpił kilka kroków naprzód, jak gdyby chciał przeszkodzić sprzedaży. Ale natychmiast poskromił się i wrócił na dawne swe miejsce.
O kilka minut później jakiś stary chłop przystąpił do Ingmara, niosąc w ręku srebrną konwę, postawił ją skromnie u jego nóg i rzekł: To należy do ciebie, niechaj będzie pamiątką po tem wszystkiem, co miało do ciebie należeć“.
I znów drżenie przebiegło po ciele Ingmara. Usta jego drgały i walczył z sobą boleśnie, nie mogąc wyrzec słowa.
„Nic nie mów teraz, możesz to zrobić innym razem“, rzekł stary wieśniak. Oddalił się o parę kroków, ale potem zbliżył się powtórnie. „Słyszę, ludzie mówią, że byłbyś mógł objąć dwór, gdybyś był chciał. To byłoby największą usługą, jaką mógłbyś oddać całej wsi“.
Na ingmarowskim dworze było wiele starych ludzi, którzy przez całe życie służyli we dworze,