Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/297

Ta strona została przepisana.

glądał przy tem. jak dziecko, które nareszcie otrzymało rzecz, za którą długo tęskniło.
Ale już w następnej chwili twarz jego przybrała inny wyraz, jak gdyby chciał z niewymownym wstrętem i obrzydzeniem odtrącić to szczęście od siebie.
W mgnieniu oka wiadomość rozeszła się po całym dworze. Ludzie pytali się i rozmawiali głośno między sobą. Wielu odczuwało tak serdeczną radość, że łzy stawały im w oczach.
Nikt nie troszył się już o wywoływanie aukcyonatora, leczy wszyscy biedni i bogaci, znajomi i nieznajomi cisnęli się dokoła Ingmara.
Gdy Ingmar widział się otoczonym tylu ludźmi, podniół oczy i wzrok jego padł na matkę Stinę, która stała w oddaleniu i spoglądała na niego. Była bardzo blada i wyglądała nędznie i staro. Gdy spotkał ją wzrok Ingmara odwróciła się i skierowała się do swego domu.
Ingmar wyrwał się od wszystkich i pospieszył za nią.
Pochylił się nad nią i rzekł głosom ochrypłym, podczas gdy równocześnie każdy rys jego twarzy drgał z bolu:
„Idźcie do Gertrudy matko Stino i powiedzcie jej, że sprzedałem się za dwór ingmarowski. Powiedzcie jej, ażeby już nigdy nie myślała o tak nieszczęsnym, jak ja człowieku.