Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/30

Ta strona została przepisana.

przyrzekła mi, że nic złego nie zrobi, bylebym tylko nikomu nic nie mówiła.
„Potem zastanawiałam się nad tem, z kim mam o tem mówić“, rzekła Katarzyna, „bo nie mogłam się zdecydować iść do tak poważnych ludzi jak wy...
W tej chwili zadzwonił dzwon wzywający na obiad w budynku stajennym; skończył się spoczynek południowy. Matka Marta pożegnała co żywo Katarzynę. „Słuchajcie Katarzyno, jak wam się zdaje, czy między Ingmarem a Brygitą może jeszcze być dobrze?“ — Co? — zapytała stara zdumiona. — „Myślę tak, — gdyby ona nie pojechała do Ameryki, czy sądzicie że wyszłaby za niego?“ „Skądże mogłabym to wiedzieć? Jednak zdaje mi się, że to niemożliwe.“ — „Odmówiła by mu“ — „Pewnie, że tak“.
Z nogami zwieszonemi nad krawędzią, siedzi a Ingmar w izbie na łóżku. „Teraz dowiedziałeś się czego ci było potrzeba, Ingmarze, i zdaje mi się że pojedziesz jutro“ rzekł i uderzył pięścią o łóżko „Ze jednak matce może się zdawać, iż mnie powstrzyma, jeżeli mi pokaże, że mnie Brygita nie kocha“.
I znów raz i drugi uderzył o krawędź, jak gdyby w myślach zwalczyć chciał coś twardgo co mu opór stawiało. „Teraz spróbuję raz jeszcze. My Ingmarsonowie rozpoczynamy zawsze na nowo