pomniała sobie, co jej się przedtem w śnie zdarzyło i bała się strasznie, że znów spotka leśną Martę, i była uradowana, gdy jej nigdzie nie widziała.
Lecz gdy szła dalej zdawało się jej, że nagle otwierała się przed nią droga między dwoma zielonymi pagórkami. A z otworu wydobywała się naprzód głowa, a potem wygramolił się cały mały człowieczek. Wciąż mrzuczał on i rzęczał do siebie i Gertruda poznała po tem, kto on był.
Był to „Piotr Mrukajło“, który miał trochę pomieszano w głowie. Czasami żył we wsi, ale podczas lata mieszkał w jaskini leśnej.
Gertrudzie przyszło zaraz na myśl, co ludzie mówili, że jeżeli chce się wrogowi swemu coś złego zrobić, ale tak, aby się to nie wykryło, można użyć do tego Piotra Mrukajłę. Podejrzywano go, że już nieraz był podpalaczem z namowy innych.
We śnie Gertruda zbliżyła się do niego i zapy ała niby żartem, czy chciałby podpalić dwór ingmarowski; byłaby z tego zadowoloną rzekła, ponieważ Ingmar kocha dwór bardziej niż ją. We śnie zdawało się jej rzeczą bardzo wesołą, że prosiła o to tego nawpół szalonego człowieka.
Ale, jakże się przestraszyła, gdy szaleniec natychmiast zgodził się na jej propozycyę. Kiwał do niej głową i natychmiast wybrał się do wsi. Pobiegła za nim, lecz nie mogła go dopędzić. Zaha-
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/303
Ta strona została przepisana.