wtedy oszaleć? Może sprawiłoby mi to przyjemność, gdyby Ingmar tak cierpiał, jak ja teraz cierpię!“
Piękna ścieżka jodłowa wydawała jej się nieskończenie długa. Szła już prawie godzinę i była zdziwiona, że nie stało się nic cudownego. Nakoniec droga wybiegła na równą łąkę leśną.
Było to piękne, niewielkie miejsce, porosłe świeżą soczystą trawą i mnóstwem kwiatów. Z jednej strony wznosiła się stroma ściana górska, z drugiej strony stały kwitnące kaliny między jasnozielonymi brzozami i ciemnemi jodłami. Dość szeroki i obfity potok toczył się po pochyłości, przewijał się wężykowato przez łączkę i wpadał w czeluść porosłą bujnemi krzewy i młodym lasem.
Gertruda nagle stanęła. Wiedziała teraz gdzie była. Był to tak zwany „Czarny potok“, o którym ludzie dziwne opowiadali sobie rzeczy. Często już zdarzyło się, że przechodząc przez potok ludzie nagle stawali się jasnowidzącymi i widzieli rzeczy, które działy się bardzo dałeko.
Raz chłopak jeden przechodząc przez potok, widział pochód weselny, który w tym czasie właśnie daleko w północnej stronie kroczył do kościoła, węglarz zaś jeden widział króla jadącego na koronacyę swą z koroną na głowie i berłem w ręku.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/307
Ta strona została przepisana.