tego i poszła do Ingmara, aby mu powiedzieć, że jakaś obca osoba jest we dworze i chce się z nim widzieć.
Ingmar wyszedł i ujrzał Gertrudę, czekającą, na bramie.
Gdy Gertruda spotrzegła zbliżającego się Ingmara, wyszła na ulicę, a Ingmar poszedł za nią. Szli milcząco, aż uszli dobry kawał od weselnego dworu.
Ingmar wyglądał tak, jak gdyby w ostatnich tygodniach stał się starym człowiekiem. W każdym razie twarz jego przybrała stanowczy wyraz ostrożności i rozsądku. Miał postawę pochyloną i wyglądał w ogóle, odkąd się wzbogacił, pokorniejszym, niż wówczas, kiedy nie posiadał niczego.
Ingmar z pewnością nie był ucieszony widzeniem się z Gertrudą. Przez cały ten czas, od dnia licytacyi starał się wnówić sobie, że zadowolonym jest z zamiany, którą zrobił. „Bo my Ingmarsonowie właściwie o nic więcej nie mamy się troszczyć, jak tylko, ażeby zawsze móc orać i siać na ingmarowskim dworze“, perswadował sobie.
Ale, co go jeszcze więcej dręczyło, niż utrata Gertrudy, to była świadomość, że istniał człowiek, który mógł o nim powiedzieć, że nie dotrzymał swego przyrzeczenia, i gdy szedł za Gertrudą, myślał o tem, z jaką pogardą i z jakim szyderstwem ona ma prawo doń przemawiać.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/312
Ta strona została przepisana.