Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/313

Ta strona została przepisana.

Gertruda usiadła na kamieniu przy drodze i postawiła kosz obok siebie. Chustkę zasunęła jeszcze głębiej na twarz.
„Usiądź, rzekła do Ingmara, wskazując na drugi kamień. „Mam z tobą do mówienia“.
Ingmar usiadł i był zadowolony, że czuł się tak spokojnym. „Lepiej idzie, niż się spodziewałem“ myślał. „Sądziłem, że będę odczuwał większą przykrość, widząc Gertrudę i słysząc jej głos. Bałem się, że miłość zupełnie mnie pokona“.
„Nie byłabym ci przeszkodziła właśnie w dniu wesela“, rzekła Gertruda, „gdyby nie to, że byłam zmuszona to uczynić, bo opuszczam tę okolicę i nigdy już tu nie wrócę. Przed tygodniem byłam, zupełnie gotową do wyjazdu, ale zaszło coś, co mnie zmusiło odłożyć podróż, aby się z tobą rozmówić“.
Igmar siedział milczący i cały skulony. Wyglądał, jak ktoś, wysuwający naprzód ramiona i pochylający głowę, w oczekiwaniu, że zwali się nań ciężka burza.
Myślał przytem wciąż: „Cokolwiek Gertruda o tem myśli, wiem z pewnością, że dobrze postąpiłem wybierając Dwór. Nie byłbym mógł żyć bez niego, byłbym zginął z zmartwienia, gdyby był przeszedł w inne ręce“.
„Ingmarze“, rzekła Gertruda, rumieniąc się tak, że mała część twarzy, widoczna pod chustką była