„Ingmarze“, rzekła Gertruda takim tonem, że w końcu uświadomił sobie, że to co mówi doń, jest nadzwyczaj ważne. „Przyszło mi na myśl, że Eljasz musiał mieć tę poduszkę, wtedy, gdy chorował na ingmarowskim dworze“.
Równocześnie wzięła paczkę z ręki Ingmara i rozwinęła ją. Ingmar słyszał szelest banknotów. Widział potem, że Gertruda odliczyła dwadzieścia banknotów, każdy po tysiąc koron. Podsunęła mu je przed oczy: „Patrz Ingmarze, to twoja ojcowizna. Rozumiesz toraz, że Eliasz wepchnął to w poduszkę“.
Ingmar słyszał co mówiła i widział banknoty, ale zdawało mu się, że widzi i słyszy wszystko niby przez mgłę. Gertruda wręczyła mu banknoty, ale nie mógł utrzymać ich w ręku i cała paczka upadła na ziemię. Gertruda podniosła ją i wsadziła mu do kieszeni. Ingmar czuł, że się chwieje, jak gdyby był pijany.
Nagle wyciągnął ramię, zacisnął pięść i potrząsał nią groźnie w powietrzu, jak to czynią czasem pijani ludzie.
„O Boże! Boże!“ załkał.
Ach, jakże pragnął rozprawić się z tym Bogiem tam w niebiosach, i zapytać go, dlaczego te pieniądze nie znalazły się wcześniej. Dlaczego zjawiły się teraz dopiero, kiedy nie potrzebował ich już, kiedy Gertruda była dlań stracona.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/320
Ta strona została przepisana.