Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/33

Ta strona została przepisana.

serce ścisnęło. »Teraz ona idzie“, pomyślał. Przymknął oczy, był jakby sparaliżowany i nie ruszył się. Gdy ochłonął i spojrzał, stała na stopniu przed bramą.
Widział, że zatrzymała się na chwilę. Odsunęła chustkę z głowy i jasnemi oczami patrzyła w dal. Więzienie leżało wysoko ponad miastem i po przez okoliczne miejscowości i lasy mogła ujrzeć góry swej wsi rodzinnej.
Teraz spostrzegł Ingmar, że jakaś niewidzialna moc potrząsa nią i przygnębia ją. Zakryła rękami twarz i usiadła na stopniu.
Ze swego miejsca słyszał wyraźnie, że płakała.
Przeszedł przez plac żwirem przysypany, stanął obok niej i czekał. Płakała tak gwałtownie, że nie słyszała nic i musiał długo czekać. — »Nie, płacz tak Brygito«, rzekł nareszcie. — »Oh Boże! to ty jesteś tu?« zawołała. W tej chwili wszystko co mu wyrządziła stanęło jej przed oczyma wyraźnie, i równie wyraźnie zrozumiała, ile go kosztować musiało to przyjście. Wydała okrzyk radości rzuciła mu się na szyję i płakała znowu
„Ach, jakże pragnęłam, abyś przyszedł! rzekła.— Ingmarowi serce mocno uderzać zaczęło, że cieszyła się jego przyjściem.
„Co mówisz Brygito, czy doprawdy tęskniłaś za mną?“ — zapytał wzruszony. — »Tak, chciałam cię prosić o przebaczenie«.