Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/331

Ta strona została przepisana.

jadą do nieba, tylko my musimy tu zostać przy drodze“.
Gdy długi pochód taczek i wozów ciężarnych przejechał już połowę wsi, przybył do długiego tratwowego mostu, który chwiał się nad rzeką.
Trudno było przejeżdżać przez ten most. Naprzód prowadziła pochyłość w dół do wody, a potem kilka stromych stopni do mostu, który musi leżeć wyżej, ażeby łodzie i tratwy mogły pod nim przejeżdżać, a z drugiej strony droga tak nagle podnosi się w górę, że ludzie i zwierzęta drżą na samą myśl, że muszą się tam dostać.
Most ten jest dla ludzi we wsi ciągłym kłopotem. Deski gniją i muszą być wciąż odnawiane. Gdy tają lody, trzeba czuwać dniem i nocą, aby most nie rezerwało w kawałki, a gdy na wiosnę wzbiera, odrywa wielkie kawały mostu i ponosi je aż do wodospadu przy tartaku w Bergsan.
Ale mieszkańcy we wsi dumni są z swego mostu i szczęśliwi jego posiadaniem. Gdyby nie most musianoby zawsze mieć łódź lub tratwę, aby z jednego brzegu dostać się na drugi.
Most jęczał i uginał się pod ciężarem, gdy podróżnicy jerozolimscy przejeżdżali tędy, a woda wnikała między deski i obryzgiwała nogi koniom.
Odjeżdżającym żal było rozłączyć się z ukochanym swym mostem. Myśleli o tem, że było to coś, co do wszystkich wspólnie należało.. Domy,