Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/341

Ta strona została przepisana.

Dla jednych z jadących, była to osoba, którą kochały, dla drugich taka, której się bali, ale prawie wszyskim zdawało się, że jest to ktoś, kogo z sobą nie wzięli.
Kilkakrotnie gdy droga była dość szeroka, wóz przejechał przed całym szeregiem wozów, potem zatrzymał się i czekał, aż wszyskie go minęły.
Wtedy nieznajoma zwracała się twarzą do odjeżdżających i wpatrywała się w nich, że jednak nikomu nie dawała znaku, więc nikt nie mógł poznać, kto to taki.
Odprowadziła odjeżdżających aż na stacyę kolei żelaznej; tam spodziewali się iż ujrzą jej twarz. Ale gdy zeszli z wozów i oglądnęli się za nią, znikła im z oczu.

∗             ∗

Podczas gdy długi korowód taczek i wozów ciężarowych przejeżdżał przez wieś, nie widziano nigdzie, ażeby ktoś kosił łąkę, lub obracał siano, lub układał je w sterty.
Tego dnia spoczywała wszelka robota; ludzie stali po drodze, albo wyjeżdżali w niedzielnych strojach, ażeby odprowadzić podrónych. Jedni jechali milę, inni dwie mile, a wielu odprowadziło ich aż na stacyę.
Jak długo pochód przejeżdzał przez wieś parafialną, spostrzeżono, iż jeden tylko człowiek był