jechał Ingrnar tymczasem wyciągnął wózek z szopy. Był na świeżo pomalowany, skóra błyszczała, a siedzenia były pokryte nową materyą. Z przodu na kapie powozu wetknięty był mały, nawpół zwiędły bukiet polnych kwiatów. Gdy Brygita to ujrzała, zaczęła się namyślać. Ingmar wszedł do stajni wyprowadził i zaprzągł konia. Ujrzała wtedy podobny nawpół zwiędły bukiet na uprzęży, i teraz zaczęła już wierzyć, że kocha ją istotnie i że najlepiej będzie milczeć. Inaczej mógłby pomyśleć, że jest niewdzięczną i nie rozumie, jaką to wielką rzecz chce dla niej uczynić.
Wyjechali na drogę, a chcąc położyć koniec milczeniu, zaczęła go wypytywać o różne rzeczy w domu. Przy każdem pytaniu przypominał sobie kogoś, przed czyim sądem drżał.
„Jak się ten dziwić będzie“, myślał, jak się ten ze mnie wyśmiewać będzie!“ Dawał jej krótkie odpowiedzi, i znów zdawało jej się, że powinna prosić go, ażeby wrócili. Nie chce mnie, nie kocha mnie; robi to tylko z litości!
Wkrótce przestała się pytać i w głębokiem milczeniu ujechali kilka mil. Lecz gdy zajechali przed gospodę, widziała iż przygotowano dla niej kawę i świeże pieczywo, a na tacy leżały też kwiaty. Domyśliła się, że on to zamówił dla niej, jadąc tędy poprzedniego dnia. Czy i to było tylko z dobroci i litości? Czy był wczoraj wesół? Czy dziś
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/36
Ta strona została przepisana.