Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/40

Ta strona została przepisana.

gita i Ingmar byli już w drodze do domu. Oboje myśleli prawie to samo, Kto popełnił taką, zbrodnię temu nie wolno już żyć między ludźmi. Oboje czuli że siedzieli tam w kościele jak gdyby pod pręgierzem. „Tego nie wytrzymamy oboje“ myśleli.
W pośród swego smutku ujrzała Brygita dwór Ingmarowski, i prawie nie poznała go, tak Błyszczał swą nową czerwonością. I przyszło jej na myśl, że zawsze mówiono o tem, iż dwór pomalują na czerwono, gdy się Ingmar ożeni. Wtedy zaś odłożyli wesele, bo nie chciał wydać pieniądzy na pomalowanie domu. Ach, Brygita dobrze to czuła,, że chciał wszystko zrobić jak najlepiej, lecz że potem przychodziło mu to z wielką trudnością.
Gdy dojeżdżali do ingmarowskiego dworu domownicy, byli właśnie przy obiedzie. „Przyjechał pan“, rzekł jeden z parobków, patrząc przez okno Matka Marta wstała, lecz zaledwie podniosła ospałe powieki. „Zostaniecie tu wszyscy“ rozkazała, niechaj nikt nie wstaje od stołu“.
Stara kobieta ociężale przeszła pzez izbę. Ludzie patrzący za nią dziwili się, że jak gdyby dla nadania sobie większej powagi, była w stroju niedzielnym i miała jedwabny szal na ramionach i jedwabną chustkę na głowie. Stała już na progu u wejścia, gdy powóz nadjechał.
Ingmar szybko zeskoczył. Brygita jednak została w powozie. Przeszedł na drugą stronę ku niej,