Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/48

Ta strona została przepisana.

albo komukolwiek, kto po nią przyjedzie, że dobrze wie, o ile niżej od nich stoi, i że nie myśli wcale uważać się za równą im. A tymczasem nic z tego wszystkiego nie powiedziała.
Ingmar przerwał jej nagle i rzekł z cicha: „Chciałabyś mi coś powiedzieć“. — Tak chciałabym bardzo“. — „Coś o czem myślisz bezustannie“. — „Tak w dzień i w nocy“. — Więc powiedz teraz, będziemy to znosili we dwoje“. Popatrzył jej w oczy, które miały wyraz trwożny i pomieszany, ale uspokoiły się w miarę, gdy mówiła o swej tajemnicy. „Teraz już ci lżej będzie“, rzekł, gdy skończyła. — „Tak, teraz jest mi już zupełnie dobrze“ rzekła. „To dlatego, że teraz nosimy to we dwoje. Teraz już nie zechcesz odejść!“ — „O nie, tak bardzo pragnęłabym zostać“, rzekła składając ręce.
„A więc, jedziemy do domu“, rzekł Ingmar, wstając. — O nie, nie mam odwagi“, rzekła Brygita. — E, matka nie jest tak niebezpieczna, jeżeli tylko zrozumie, że sam wiem czego chcę“. — „Nie, nie chcę wypędzać jej z własnego domu. Nie widzę innego wyjścia, prócz wyjazdu do Ameryki“.
— „Wiesz co ci powiem“, rzekł Ingmar uśmiechając się tajemniczo, „nie obawiaj się, jest ktoś, co nam pomoże“. — „któż to taki?“ — ^Mój ojciec, już on to tak ułoży, że wszystko będzie dobrze“.