Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/52

Ta strona została przepisana.

ściele nie można byłoby wytrzymać przy czterdziestostopniowym mrozie, gdyby kościół nie był zapełniony ludźmi.
Myliłby się jednak, ktoby sądził, że ludzie dlatego tak tłumnie chodzili do kościoła, ponieważ mieli doskonałego proboszcza. Ksiądz, który nastąpił po starym proboszczu, jeszcze z czasów młodości Wielkiego Ingmara, dobrym był człowiekiem, nikt jednak nie mógł powiedzieć, iż miał on szczególny dar do wykładania słowa Bożego. W owym czasie przychodzono do kościoła dla sławy Bożej, nie zaś dla rozkoszowania się pięknem kazaniem. Gdy potem ludzie wśród mroźnego wichru i śnieżnej zawieruchy wracali z trudem do domu, myśleli sobie: „Pan Bóg zauważył to dobrze, żeś był w kościele przy tak silnym mrozie“.
To było najgłówniejszą rzeczą, zresztą nikt nie troszczył się o to, że ksiądz proboszcz mówił zupełnie to samo. co każdej niedzieli, odkąd przybył do wsi.
Bogiem a prawdą jednak, byli wszyscy prawie zupełnie zadowoleni z tego, co słyszeli. Wiedzieli, że to, co proboszcz czytał, było słowem bożem i dlatego podobało im się. Tylko nauczyciel, albo tu i ówdzie jeden ze starszych, mądrych chłopów, powiedział przy sposobności: „Nasz ksiądz zawsze ma zawsze to samo kazanie. Nie mówi o niczem innem, jak tylko o opatrzności Bożej i o rządach Bożych