Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/59

Ta strona została przepisana.

Matka usłyszała także kroki w sieni. Wstała i przysunęła stary fotel do ogniska. Równocześnie zwróciła się do męża. „Czy powiesz mu dziś wieczorem?“ — „Tak, odrzekł nauczyciel, skoro tylko zdarzy się sposobność!“ Ksiądz wszedł do izby cały zawiany i zmarznięty, uradowany, iż może w ciepłym pokoju usiąść przy piecu. Był jak zwykle bardzo rozmowny. Trudno było wyobrazić sobie przyjemniejszego człowieka niż ksiądz, kiedy przyszedł, aby o wszystkiem rozmawiać. Mówił bardzo biegle i szczerze o wszystkiem, co tyczyło się świata, i nikt nie byłby uwierzył, iż to ten sam człowiek któremu z takim trudem przychodziło kazanie. Ale skoro tylko rozpoczęto mówić o tem, co należało do drugiego świata, krew uderzała mu do głowy, nie mógł znaleść słów, i nie powiedział nigdy czegoś, co warto było usłyszeć, chyba iż mówił o rządach Bożych.
Gdy ksiądz usiadł, nauczyciel zwrócił się do niego i rzekł radośnie: „Muszę powiedzieć księdzu, że mam zamiar zbudować dom misyonarski.“
Ksiądz zbladł i skulił się prawie w fotelu który matka Stina dlań przysunęła.
„Co pan mówi, panie Storm?« zapytał. „Macie tu budować dom misyonarski? A cóż się stanie z kościołem i zemną? Czy mamy ustąpić?“
„Kościół i ksiądz są mimo to bardzo potrzebni,“ odrzekł nauczyciel zupełnie pewnym tonem. „Mojem