lić?“ — rzekł chłopiec. — „Czy nie dla Timsa Halfvora, który tu siedzi?« — „Tak, dla niego“, odrzekł Ingmar z cicha. — „Więc daj mu zegarek taki jaki jest“, rzekła matka Stina, „zrobisz mu tem największą przyjemność!“ Ingmar posłusznie wstał, wyjął zegarek, przetarł go kilkakrotnie rękawem, aby go możliwie oczyścić, i zbliżył się powolnymi krokami do Halfvora. — „Ojciec kazał mi pozdrowić cię i oddać ci to“, rzekł wręczając mu zegarek.
Halfvor siedział przez cały czas milcząco i ponuro, a gdy chłopiec zbliżył się doń z zegarkiem, położył rękę na oczach, jak gdyby nie chciał nic widzieć. Ingmar stał dość długo przed nim, podając mu zegarek. Nakoniec spojrzał na gospodynię prosząc ją o pomoc. — „Błogosławieni są ludzie zgodliwi“, rzekła matka Stina. Lecz Halfvor zrobił ręką ruch, jak gdyby chciał odepchnąć zegarek, Teraz i nauczyciel wmieszał się. — Sądzę, że nie możecie żądać lepszego zadość uczynienia, Halfvorze“. rzekł on, „zawsze mówiłem, że gdyby Ingmar Ingmarson żył jeszcze, dawno byłby wam dał rehabilitacyę, na jaką zasłużyliście.“
Teraz spostrzegli obecni, że Halfvor ręką, którą nie zasłaniał oczu, ujął zegar prawie niechętnie i pociągnął go ku sobie. A skoro go miał w ręce, schował go szybko pod surdut i pod kamizelkę.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/86
Ta strona została przepisana.