było oczekiwać czego innego, jak tylko, że zostanie przejechaną i zabitą.
Gertruda chciała zamknąć oezy, aby nie widzieć strasznego nieszczęścia, lecz straciła zupełnie władzę nad sobą i nie mogła nawet spuścić powiek. Stała więc z szeroko otwartymi oczami i widziała, że konie wpadły na chorą i przewróciły ją, ale w tej samej chwili prawie piękne i rozumne zwierzęta same się pohamowały; cofnęły się, oparły się silnie o grunt, aby powztrzymać cały ciężar toczącego się wozu, rzuciły się potem rączo w bok i pobiegły dalej, tak, iż leżąca na ziemi dziewczyna nie została dotkniętą ani podkową, ani kołem.
Gertruda sądziła już, że niebezpieczeństwo minęło zupełnie. Młoka Rosyanka leżała wprawdzie jeszcze na ziemi, nie ruszając się, ale zapewne ze strachu straciła przytomność.
Ze wszystkich stron zbiegli się ludzie, aby pomódz dziewczynie. Gertruda przybyła pierwsza. Schyliła się, aby jej pomódz wstać. W tem ujrzała, że z pod głowy wypływała krew, a twarz zwrócona ku górze przybrała dziwny, nieruchomy wyraz. „Umarła“, pomyślała Gertruda, „i ja to, ja jestem przyczyną jej śmierci!“
W tej chwili jakiś mężczyzna niecierpliwie chwycił ją i odepchnął w bok. Zaryczał coś, z czego tylko tyle zrozumiała, że istota tak nieczysta, jak ona niegodna jest dotknąć się nabożnej, młodej
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/101
Ta strona została przepisana.