Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/108

Ta strona została przepisana.

ciebie była to ciężka rzecz, ale pewna jestem, że ona byłaby pragnęła, abyś ty ją znalazł.“
„Nie odstąpiłem jej ani na chwilę“, rzekł Gabriel z cicha, „aż nadeszli ludzie, którzy mogli mi pomódz i poniosłem ją ostrożnie i łagodnie.
„Tak, mogę sobie to wyobrazić“, rzekła Gertruda.
Wargi Gabriela zaczęły drgać i nagle łzy trysnęły mu z oczu. Bo i Gertruda stali cicho obok niego i dali mu się wypłakać. Gabriel wcisnął się twarzą we framugę i płakał serdecznie.
Po chwili jednak uspokoił się. Zbliżył się do Gertrudy i wsiął ją za rękę. „Dziękuję ci, żeś mnie doprowadziła do płaczu“, rzekł. Głos miękki i łagodny, można było sądzić, że to ojciec jego mówi, stary Hök Matts.
„Teraz pokażę ci coś, czego nikomu pokazać nie śmiałem“, rzekł dalej: „Gdy znalazłem Gunhildę, trzymała w ręku list od swego ojca, ja zaś wziąłem go, gdyż myślałem, iż byłem przed innymi uprawnionym do tego. A żeś ty mię doprowadziła do płaczu, więc pokażę ci ten list, bo i ty masz przecie w domu starych rodziców.“
Gertruda wzięła list i przeczytała go. Potem spojrzała na Gabriela.
„Więc dlatego umarła?“
Gabriel skinął głową i odrzekł: „Tak, zdaje mi się, że dlatego umarła.“