Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/14

Ta strona została przepisana.

wielu jednak spędzało nocy zupełnie bezsennie, i ten brak snu był przyczyną iż mieszkańcy Jerozolimy byli za dnia przygnębieni i rozdrażnieni, w nocy zaś mieli straszne wizye i oddawali się dręczącej rozpaczy.
W takiej to nocy pewna amerykanka, która już od kilku lat mieszkała w Jerozolimie, rzucała się niespokojnie na swem łożu, nie mogąc usnąć. Kazała łóżko swe wynieść z pokoju na górną galeryę ciągnącą się dokoła domu, okładała sobie głowę zimnymi okładami, lecz wszystko to nie pomagało.
Pani owa mieszkała o pięć minut drogi od Bramy Damaszku w wielkim pałacowym budynku leżącym samotnie i odlegle. Tu więc powinno być właściwie powietrze świeższe i czystsze, lecz tej nocy zdawało jej się, jakby żar z całego miasta zogniskował się był dokoła jej domu. Wiał wprawdzie lekki wietrzyk, ale przychodził on z pustyni i był tak upalny i ostry, że zdawało się, jakoby przepełniony był ziarnkami kurzu. Prócz tego gromada psów ulicznych wybrała się poza mury miasta i rozdzierała powietrze bezustanem żałośnem wyciem.
Po kilkugodzinnem czuwaniu Amerykanka uległa nieopisanemu przygnębieniu. Usiłowała przypomnieć sobie, że odkąd przybyła do Jerozolimy powołana cudownem objawieniem boskiem