Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/141

Ta strona została przepisana.

„Siedzę tu i myślę wciąż jeszcze o tem, cośmy dziś mówili“, rzekł Bo, „i zastanawiam się nad tem, coby było, gdyby Chrystus nadszedł tą drogą — co może często działo się. dawnymi czasy, gdy jeszcze kroczył tędy — i gdyby usiadł pod tem drzewem i rzekł do mnie: „Jeżeli nie nawrócicie się i nie będziecie, jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Bożego.“
Bo mówił tonem macierzyńskim, jak gdyby myślał głośno. Gertruda stanęła przy nim i słuchała.
„Wtedy odpowiedziałbym mu tak: „Mistrzu, wspieramy się i pomagamy sobie nawzajem, nie żądając nagrody, tak, jak to dzieci czynią, a jeżeli się sprzeczamy, nie wynika stąd wieczna nienawiść, lecz przepraszamy i godzimy się znów, zanim słońce zajdzie. Czy nie widzisz więc Mistrzu, że jesteśmy zupełnie jak dzieci?“
I jak ci się zdaje, cóżby ci Chrystus odpowiedział?“ zapytała Gertruda łagodnym głosem.
„Nie odpowiedziałby mi wcale“, rzekł Bo. „Siedziałby spokojnie i powiedział raz jeszcze: „Musicie być jak dzieci, jeżeli chcecie wejść do Królestwa Bożego. Ja zaś mówiłbym, jak przedtem: Mistrzu, kochamy wszystkich ludzi, tak, jak to zwykłe czynić dzieci. Nie robimy różnicy między żydami i Ormianami, między beduinami i turkami, między czarnymi i białymi. Kochamy uczonych