Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/142

Ta strona została przepisana.

i nieuczonych wysokich i niskich i dzielimy się mieniem naszem z chrześcianami i mahometanami. Czyż nie jesteśmy więc jak dzieci, o Mistrzu, i nie możemy wejść do Królestwa Twego?“
„I cóż Chrystus odpowiedziałby?“ zapytała znów Gertruda.
„Nie odpowiada nic“, rzeł Bo. „Siedzi dalej pod drzewem i mówi z cicha: Jeżeli nie będziecie jak dzieci, nie będziecie mogli wejść do Królestwa Bożego. Ja zaś rozumię co ma na myśli i mówię: Mistrzu, i w tem jeszcze stałem się jakby dzieckiem, że nie czuję już takiej miłości w sercu, jak poprzednio, lecz ukochana moja jest dla mnie teraz towarzyszką i milą siostrą, z którą idę na błonia i zbieram kwiaty, czyż więc o Mistrzu, nie jestem...?“
Lecz nagle zamilkł, bo w chwili, gdy wymawiał te słowa, czuł, że kłamie. Było mu tak, jak gdyby Chrystus naprawdę stał przed nim i patrzył na dno jego duszy, I Bo mniemał, iż Jezus widział, jak miłość na nowo w nim powstała i chwyciła go w swe szpony, jak zwierz drapieżny, dlatego, iż się jej wyparł w obecności ukochanej.
I w gwałtownem wzburzeniu ukrył Bo twarz w swych dłoniach i wykrztusił słowa: „Nie Mistrzu, nie jestem jak dziecko i nie mogę wejść do Królestwa Twego. Może inni mogą, ale ja nie mogę zgasić ognia mej duszy i życia mego serca, bo