Z początku nie było to niebezpieczne; chociaż nie mogli pracować, to jednak po większej części chodzili jeszsze. Mimo to iż schudli i mieli ciągłą gorączkę, nikt nie sądził, iżby to było czemś więcej, prócz przemijającej niedyspozycyi. Ale po ośmiu dniach umarła wdowa po Birgerze Personie, a wkrótce potem jeden z jego synów. Równocześnie zaszły nowe wypadki choroby; zdawało się, jak gdyby wszyscy chłopi z Dalarne mieli uledz zagładzie.
Wszyscy chorzy czuli to samo palące pragnienie i pożądanie. Wszyscy błagali o łyk wody, o jeden jedyny łyk świeżej wody. Zdawało się, jak gdyby im do wyzdrowienia niczego więcej nie było potrzeba.
Ale gdy im podano wodę z podwórzowej studni, odwracali głowę i nie chcieli ani spojrzeć na nią. Chociaż była filtrowana i studzona, twierdzili jednak że czuć ją zgnilizną i że ma smak wstrętny. Niektórzy chorzy, którzy spróbowali ją pić, dostali boleści i skarżyli się, że ich otruto.
Pewnego przedpołudnia, gdy ten szał chorobliwy osiągnął najwyższego stopnia, siedziało kilku chłopów gwarząc w cieniu pod domem. Wszyscy mieli gorączkę, wyraźnie było to widać po ich wychudłych twarzach i zamglonych, krwią zabiegłych oczach. Nikt z nich nie pracował, ani nawet nie kurzyli z zwych małych kredowych fajeczek.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/158
Ta strona została przepisana.