dzaj, aby módz zarzucić cały plan, ale widząc jej trwogę, nie miał serca to uczynić.
„Nie, nie zabronią mi“, rzekł wesoło, zresztą nie poznają mnie wcale, gdy będę przebrany ,za woziwodę i zobaczą mnie z wielkimi miedzianemi cebrami“.
Gertruda uspokoiła sią i myśli jej przyjęły inny kierunek.
„Czy te wiadra są tak wielkie?“
„O tak, możesz być pewną, że będziesz z nich mogła pić przez wiele dni“.
Gertruda umilkła, lecz spoglądała na Boa wzrokiem tak błagalnym, jak gdyby go prosić chciała, aby mówił dalej; i nie mógł się jej oprzeć.
„Gorzej będzie, gdy dojdę do bramy Damaszku“, rzekł, i nie wiem, jak się przedostanę przez ten tłum ludzi“.
„Przecie i inni wodziarze czynią to samo“, rzekła Gertruda gorliwie.
„Tak, to prawda, ale tam są nietylko ludzie, ale i wielbłądy", rzekł Bo, starając się wynajdywać wszelkie trudności.
„Czy sądzisz, że długo tam będziesz wstrzymany?" zapytała chora niespokojnie.
I znów jak poprzednio Bo czuł, że nie odważy się powiedzieć Gertrudzie, że cała rzecz będzie niemożliwa, powiedział więc: „Gdybym miał wodę w wiadrach, musiałbym długo czekać, ale że
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/183
Ta strona została przepisana.