Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/200

Ta strona została przepisana.

jemu powodzi i dlaczego przyjechał. „Pewnie chce teraz ze mną o tem mówić“, myślała Karina.
Ingmar kilkakrotnie poruszał wargami, jak gdyby chciał rozpocząć rozmowę, ale nie wydobył ani słowa. Karina tymczasowo przypatrywała się bratu. „Zestarzał się strasznie“, pomyślała. „Ojciec nie miał głębszych zmarszczek na czole, a był przecie starym człowiekiem. Albo Ingmar był chory, albo przeszedł coś ciężkiego, odkąd widziałam go po raz ostatni“.
I Karina zaczęła zastanawiać się nad tem, co mogło się stać Ingmarowi. Przpominała sobie, jak przez mgłę, że siostry przeczytywały raz coś z listu, co odnosiło się do niego, lecz była tak zatopiona w własnym bólu, że wszystko, co się działo w świecie zewnętrznym przechodziło bez wrażenia, jako coś, z czem nie miała nic wspólnego.
Z właściwą sobie ostrożnością, starała się Karina obecnie nakłonić Ingmara, aby powiedział jej, jak mu się wiedzie i dlaczego przybył do Jerozolimy „To dobrze, że przyszedłeś do mnie“, rzekła, „gdyż chciałabym wiedzieć, co tam słychać we wsi“.
„Tak“, odrzekł Ingmar, „mogę sobie wyobrazić, że chciałabyś się wiele rzeczy dowiedzieć“.
„U naszych ludzi“ — rozpoczęła Karina powoli, jak ktoś usiłujący włożyć się napo wrót w sytuacyę, od której dawno już odwykł — „było od