Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/203

Ta strona została przepisana.

znów pytać; potem mówiła miesmiało, jakby lękając się odpowiedzi; „Pewnie tam już nikt o nas nie pamięta“.
Ingmar odrzekł z pewnem zakłopotaniem: „Prawda, że teraz mniej już żałują za wami, niż z początku“.
„Ach, wię żałowali za nami? A ja sądziłam, że czuli to raczej jako oswobodzenie, że się nas pozbyli?“
„O tak, wielu ludzi żałowało za wami“, odrzekł Ingmar z większą żywością, „i długo trwało, zanim sąsiedzi wasi przywykli do ludzi, którzy zajęli wasze mieszkania. Wiem, że sąsiadka Ljunga Björnsa, Beryta Per, chodziła co wieczora w zimie dokoła domu, gdzie on mieszkał.
Powoli wyrzekła Karina następne pytanie. „Tak, więc Beryta najwięcej ze wszystkich żałowała za nami?“
„O nie“, rzekł Ingmar ostrym tonem, „był ktoś, co w jesieni co wieczora, gdy się ściemniło, wiosłował czółnem aż do nauczyciela, siadał na nadbrzeżnym kamieniu, na którym siadywała Gertruda, patrząc na zachód słońca“.
Teraz wiedziała Karina dlaczego Ingmar się postarzał, i szybko zmieniła temat rozmowy. „Czy żona twoja gospodaruje we dworze, podczas twej nieobecności?“ zapytała.
„Tak“, odrzekł Ingmar.