Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/206

Ta strona została przepisana.

się Gertrudą; doszedł nas list z wiadomością, że ona bliską jest obłąkania“.
„O dlatego nie potrzebowałeś się trudzić“ odrzekła gwałtownie Karina, „są tu ludzie, którzy lepiej mogą się nią opiekować, niż ty“.
Ucichło na chwilę w pokoju, poczem Ingmar wstał. „Byłem przygotowany na inny wynik rozmowy“, rzekł, i było tyle godności w jego zachowaniu się, że Karina mimowoli uczuła przed nim takie poważanie, jak niegdyś przed ojcem.
„Wyrządziłem wielką krzywdę Gertrudzie i Stormom, którzy byli dla mnie jak ojciec i matka i sądziłem, że zechcesz mi pomódz złe naprawić“.
„Chcesz do jednego złego dodać jeszcze drugie, porzucając prawnie poślubioną żonę“, rzekła Karina gwałtownie. Starała się gniew swój podsycać ziemi słowami, gdyż zaczęła się lękać, że Ingmar mógłby ją nakłonić do swego mniemania.
Lecz Ingmar nie odpowiedział wcale na jej słowa tyczące się jego żony, i rzekł tylko:
„Sądziłem, że będziesz uradowana tem, iż zamierzam iść drogą przez Boga wskazaną?“
„Czyż mogę być uradowana tem, że porzucasz dom i żonę, aby gonić za kochanką?“
Spokojnie zbliżył się Ingmar ku drzwiom; wyglądał znużony i chory, lecz nie było w nim gniewu, i wcale nie wyglądał na takiego, którego prze wielka, niepowściągnięta miłość.