Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/214

Ta strona została przepisana.

aby mieć równej maści parę koni. „Koń, którym jechałeś teraz, ma maść bardzo odpowiednią, i chętniebym go wziął, jeżeli jest dobry. Ale musisz być uczciwym i nie wlepić mi złej szkapy, gdyż na handlu końmi nie rozumię się wcale“.
Naturalnie, że handlarz dał mu w końcu swoją szkapę i zabrał za nią młodego i dobrego konia. Jak długo żył nie zaprzęgał do swego wozu tak pięknego zwierzęcia. „Nigdy jeszcze dzień nie rozpoczął się tak źle a skończył się tak dobrze“, rzekł siadając na wóz, abb powrócić do domu.
Nie miał daleko z jarmarku do domu i dojechał jeszcze o zmroku. Gdy zawrócił ku ogrodowi, widział że kilku dawnych jego przyjaciół, handlarzy koni z rozmaitych okolic, stało przed jego domem i czekało na niego. Byli w doskonałym humorze, a gdy nadjechał, zaczęli krzyczeć hurra i wybuchnęli głośnym śmiechem.
„Cóż się stało tak wesołego?“ zapytał handlarz, zatrzymując cugle.»
„Tak“, odpowiedzieli ci ludzie, „czekamy tu na ciebie, aby widzieć, czy czarnemu udało się wlepić ci swego ślepego konia. Spotkaliśmy go, gdy jechał z nim na targ i założył się z nami, że cię oszuka“.
Handlarz zeskoczył z wozu, stanął przed koniem i wymierzył mu silne uderzenie rękojeścią bicza między oczy. Zwierzę nie poruszyło się dla