Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/225

Ta strona została przepisana.

Stiga. Ale nie myślał wcale o tem, nie dbał o nią tyle, aby zastanawiać się nad tem, czy ona kocha kogoś lub nie.
Pogrążony w swych własnych zmartwieniach, zapominał często o tem, czy jest wogóle na święcie. Nie dziwił się też, że była taka cicha i spokojna i nigdy nie gniewała się, chociaż nie był dla niej nigdy takim, jakim być powinien.
Powiem nawet księdzu że ten ciągły jej spokój utwierdził go w myśli, iż ona wcale nie wiedziała, z jakim on nosił się smutkiem. Lecz pewnego dnia w jesieni, gdy byli już od pół roku pobrani, zdarzyło się podczas zimnego, burzliwego wieczora że mąż, który wyszedł był o zmroku, przyszedł późno bardzo do domu. W izbie, gdzie spali parobcy, panowała zupełna ciemność, ale w izdebce obok palił się jasny ogień na kominku. Żona nie spała jeszcze, a na stole zastawione były lepsze potrawy niż zazwyczaj. Gdy mąż wszedł, rzekła do niego: „Musisz zdjąć surdut, jest całkiem przemoczony“. Pomogła mu zdjąć surdut i powiesiła go obok ognia. „Mój Boże, woda z niego ciecze!“ rzekła. „Nie wiem doprawdy czy wyschnie do jutra.
Ciałabym wiedzieć, gdzieś mógł być w kiem powietrzu“, rzekła po chwili. Pierwszy to raz było, że pytała go o coś; lecz on milczał i pytał się w duchu, co dalej będzie.