„Nie rozumiałam wcale, co robię, aż do chwili kiedy dowiedziałam się, że Gertruda opuściła po tajemnie swoich rodziców i wyjechała do Jerozolimy. Ale od tej chwili nie miałam już spokoju. Z całą pewnością nie chciałam nikogo unieszczęśliwić!“
„I widzę także teraz, jak ty się dręczysz“, mówiła po chwili dalej, „i wciąż myślę o tem, że ja jestem wszystkiemu winną“.
„O nie“, przerwał jej mąż, „to ja jeden tylko zawiniłem, i jest mi tak, jak na to zasłużyłem“.
„Nie mogę znieść tej myśli, że spowodowałam takie nieszczęście“, rzekła żona. „Co wieczora przygotowana jestem na to, że już nie wrócisz do domu. Pewnie zostanie tam w rzece, myślę. I zdaje mi się, że słyszę kroki ludzi wchodzących na podwórze, i że przynoszą ciebie nieżywego. A potem wyobrażam sobie, coby się ze mną dalej stało. Czy mogłabym zapomnieć w życiu na chwilę o tem, że spowodowałam twoją śmierć“.
Gdy w ten sposób dawała wyraz swoim uczuciom, mąż przejęty był dziwnemi myślami. Teraz chce jeszcze, abym ją pocieszał i jej pomógł, myślał. I było mu to uciążliwem, że była wzburzona; wołał już ażeby się zachowywała spokojnie, tak, iż nie potrzebował myśleć o jej istnieniu. Nie mogę przecie mieć jeszcze na głowie jej zmartwienia, myślał.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/230
Ta strona została przepisana.