Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/238

Ta strona została przepisana.

głupim jak ty, i pozbawię się szczęścia dla starego przesądu i obawy przed strachami.“ — „Jeżeli tak, to dziś nic więcej nie powiem“, rzekł Stig, „i poczekam, czy po roku, będziesz tak pewnym swego jak dziś“. — „Możesz wejść i pomówić z Barbarą“, rzekł mąż, widząc że tamten zabiera się do wyjścia — „O nie, to zbyteczne, rzekł Stig.
Gdy odrzekł mąż Barbary wszedł do domu, chcąc mówić z swą żoną. Oczekiwała go w sali i zanim przemówił słowo, rzekła z całym spokojem! „Ingmarze, nie będziemy przecie wierzyli w takie bajki! Co mnie może obchodzić to co się stało przed stu laty, jeżeli w ogóle stało się?“ — „Więc słyszałaś?“ zapytał mąż. Niechciał, aby poznała, że widział jak podsłuchiwała. — „Słyszałam tę starą historyę, jak wiele innych, ale do dziś dnia nie wiedziałam, że może ona się mnie tyczyć“. — „Żal mi, żeś słyszała, ale skoro sama w nią nie wierzysz, to i nie zaszkodzi ci“.
Zona śmiała się i rzekła: „Nie, niemam wcale uczucia, jak gdyby na mnie spoczywała klątwa“, A mąż myślał w tej chwili, że nie widział chyba kobiety lepiej wyglądającej od niej. „Tak, o tobie można z pewnością powiedzieć, że jesteś zdrowa na ciele i na umyśle“.
Na wiosnę urodziło się dziecko. Żona przez cały czas trzymała się dzielnie i nie okazywała niepokoju. Mąż myślał często, że zapominała zupełnie o tem, co Stig mówił. Co do niego, to nie