Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/255

Ta strona została przepisana.

Ale byłam tak silnie przekonaną, że Chrystus przyjdzie, że nie mogłam powstrzymać się, aby nie iść. na górę i oczekiwać go“.
„Wołałabym zapewne, ażeby zjawił się był w wielkiej potędze i wspaniałości na skrzydłach zorzy porannej“, rzekła, „ale cóż to wszystko znaczy, skoro tylko przyszedł. Cóż to znaczy, że przybył w ciemnej zimowej nocy, skoro się tylko pokaże, stanie się dzień i światłość“.
„I jakież to dziwne, Ingmarze, żeś ty właśnie teraz przybył, kiedy On zjawił się i zaczyna swe działanie. Jakiś ty szczęśliwy, żeś nie potrzebował czekać. Przybywasz właśnie w szczęśliwej chwili“.
Nagle Gertruda zatrzymała się; podniosła latarkę, aby ujrzeć twarz Ingmara, twarz ta była ponura i smutna.
„Postarzałeś się bardzo w tym roku, Ingmarze“, rzekła, „i pojmuję, żeś się dręczył przezemnie wyrzutami sumienia. Lecz teraz musisz zupełnie zapomnieć o tem, że zawiniłeś w obec mnie. Była to Boża wola, i co się stało, musiało się stać. Bóg chciał tobie i mnie okazać wielką łaskę, chciał na wielką świętą chwilę sprowadzić nas do Jerozolimy“.
„Ojciec i matka będą również zadowoleni, skoro zrozumieją zamiar Boski“, ciągnęła dalej Gertruda. „Tak, nigdy nie napisali mi ani jednego złego słowa za to, że się potajemnie wybrałam z domu; zrozumieli, że nie mogłam wytrzymać