Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/279

Ta strona została przepisana.

„Jest wprawdzie ślepy, ale zupełnie pewny“.
Ingmar drżał na całem ciele. Człowiek wychylił się z wozu i spojrzał mu w twarz.
„Bądź tylko dobrej myśli“, rzekł, „domyślisz się przecie, kto mnie wyseła“. Gdy Ingmar to usłyszał odzyskał całą odwagę. Siadł na wóz i z szaloną szybkością pognali przez dolinę Saronn.


∗             ∗

Pani Gordon przyjechała do Jaffy dla pielęgnowania przyjaciółki, która nagle zachorowała. Była to żona misyonarza, który był zawsze życzliwym dla kolonistów: użyczał im nieraz swej pomocy.
Było to owej nocy, kiedy Ingmar Ingmarson wybrał się w drogę do Jaffy, Pani Gordon czuwała przy chorej do północy i dopiero co zastąpił ją ktoś inny. Gdy wyszła z pokoju chorej widziała, że noc była jasna i przejrzysta, a księżyc świecił tak cudownem srebrzystem światłem, jakie widzi się tylko na wybrzeżu morskiem. Wyszła na balkon i spojrzała na wielkie ogrody pomarańczowe, na stare miasto zbudowane na stoku skały i na bezbrzeżne błyszczące morze.
Pani Gordon nie była w samem mieście, lecz w niemieckiej kolonii, leżącej na małem wzgórzu przed miastem. Właśnie przed balkonem ciągnie się poprzez kolonię szeroki gościniec. W jasnym świetle księżyca mogła pani Gordon widzieć dobry